„Byłem kamikaze” to opowieść o Japonii odarta z idealizmu; wspomnienia pilota, który na przekór wszystkim przeżył, być może po to, by opowiedzieć o szaleństwie, w którym brał czynny udział.
Seppuku, harakiri i… kamikaze – trzy słowa określające honorową godność podczas aktu odbierania sobie życia. Wszystkie pochodzą z Japonii, z kraju, w którym cenniejsza od życia jest tylko honorowa śmierć.
Ryuji Nagatsuka, autor książki opowiada, w jakich okolicznościach został pilotem kamikaze. Jak doszło do tego, że uczeń liceum wyższego specjalizujący się w literaturze francuskiej znalazł się w koszarach, a finalnie w kabinie samolotu, który nazywany był trumną, gdyż leciał tylko w jedną stronę. Przybliża historie podobnych sobie – uczniów, którzy, tak jak on, nie byli zainteresowani wojną, a którzy zostali w nią uwikłani.
Przymusowa praca w fabrykach sprzętu wojennego, przymusowa służba wojskowa, wreszcie przymus oddania życia za ojczyznę, tę samą ojczyznę, która zmusiła inwalidów wojny japońsko-rosyjskiej do żebrania na ulicach. Zobowiązania wobec cesarza, rządu czy kraju, działały tylko w jedną stronę. Bohaterowie „Byłem kamikaze”, a więc uczniowie liceum wyższego i ich nauczyciele prezentowali postawę, która na tamte realia była kompletnie niepatriotyczna, co rzuca nowe światło na wizerunek mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni kreowany przez Ruth Benedict w książce „Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej”. Wizerunek, który przy dużej dozie dobrej woli można nazwać wyidealizowanym. Piszę o tym dlatego, że książka ta należy do kanonu lektur humanistycznych, zaś reklamowana jest jako „aktualny przewodnik po sposobie myślenia Japończyków”, z czym trudno się zgodzić po lekturze recenzowanej książki.
„Byłem kamikaze” już we wstępie odziera ze złudzeń – samobójczy lot to nie efekt bohaterskiej odwagi a rozkaz wydany przez dowódcę, od którego nie było jak się uchylić. Młodzi ludzie nie palili się do „spełniania obowiązku wobec ojczyzny”, niespieszno im było do wojaczki. Do wzięcia udziału w wojnie w dużej mierze zostali zmuszeni, będąc do tego kompletnie nieprzygotowanymi. Ginęli, bo taki był rozkaz. Żaden z nich nie chciał umierać, bo wszyscy mieli powody, by żyć.