Inteligencja w opakowaniu

Inteligencja w opakowaniu

Inteligencja w opakowaniu

Do czego sztucznej inteligencji potrzebna jest płeć? Czy android w powłoce kobiety różni się czymś od tego zaprojektowanego na wzór mężczyzny? Dla kogo ma znaczenie, którą postać przybiera T-X z filmu „Terminator 3: Bunt maszyn”?

Powiedzieć, że wizjonerzy nie próbowali pokazać, jak bardzo inteligencja sztuczna różni się od biologicznej byłoby wielkim kłamstwem. Wydobyć różnicę próbowało wielu. Dać odbiorcy poczucie obcowania z innym – udało się nielicznym. Jednym z wizjonerów był Stanisław Lem. W książce „Golem XIV” autor wcielił się w SI i ustami robota wygłosił dwa wykłady, w których przedstawił różnice pomiędzy sobą a gatunkiem ludzkim. Spotkanie z tytułowym Golemem nie należy do najprzyjemniejszych. Kto czytał, ten wie. Czytelnik dostaje próbkę sposobu rozumowania sztucznej inteligencji – zimnej, odpychającej, a przy tym pozbawionej złośliwości. To jak spotkanie z Sheldonem Cooperem, z serialu „Teoria wielkiego wybuchu”, tyle że w makroskali. Drugi wizjoner, o którym chcę wspomnieć, to Peter Watts z powieścią „Ślepowidzenie”. Autor idzie o krok dalej od Lema. Nie dość, że do spotkania z SI dorzuca kontakt z obcą cywilizacją, to wymusza na swym bohaterze wstrząsające wnioski, którymi ten dzieli się z czytelnikiem. Obcowanie z SI jest bardziej niebezpieczne od stawienia czoła przybyszom z Kosmosu. Bo o ile inteligencja „kosmiczna” jest do odróżnienia od ludzkiej, choćby przez swoją fizyczność, tak odmienną od naszej, o tyle inteligencja sztuczna w powłoce człowieka jest tak wmieszana w nasze środowisko, że nie sposób jej z niego wydobyć. A to okazuje się być bardzo niebezpieczne, bo niełatwo zgadnąć, kto w takim świecie pociąga za sznurki… Te dwie książki jeżą włosy na karku.

Audrey Hepburn wiecznie żywa

Fantazje fantazjami, kto by się nimi przejmował! Tymczasem w realu świat oswaja się z Sophie – wzorowaną na Audrey Hepburn SI wyprodukowaną w Hongkongu. W 2017 Arabia Saudyjska postanowiła nadać „jej” prawa obywatelskie. Wzbudziło to oburzenie wielu kobiet, które poczuły się tą decyzją głęboko dotknięte. Przecież z Sophie żadna kobieta! Dlaczego więc chcemy zrobić z niej człowieka? Sztuczna inteligencja, nawet operująca sieciami neuronowymi opartymi na ludzkich (czy w ogóle istot żywych), nie będzie przecież miała tej samej chemii, która determinuje płciowość u ludzi i istot żywych – gospodarki hormonalnej, instynktów biologicznych, etc. Na ile więc SI, która nawet obserwacyjnie zrozumie mechanizmy seksualne kierujące ludźmi, będzie w stanie je realnie odtworzyć w sobie?  Czy kiedykolwiek coś poczuje?

Do czego ta płeć?

Zobaczmy, jak z odpowiedzią na te pytania poradzili sobie kolejni twórcy. Weźmy na pierwszy rzut film „Ex Machina”. Fabuła opowiada o tym jak Nolan (Oscar Issac), naukowiec odludek powołuje do życia SI pod postacią pięknej Avy (Alicia Vikander). Następnie zaprasza do swojej siedziby ponadprzeciętnie inteligentnego studenta (Domhnall Gleeson), by ten wziął udział w pewnym eksperymencie. Jak się z czasem okazuje, mężczyźni zapominają, że w środku pięknej Avy nie ma żadnej kobiety. Stają się ofiarami – szczególnie młodziutki student – kobiecego uroku. W tym miejscu należałoby zastanowić się: Czy gdyby Ava wyglądała jak, dajmy na to, Sonny z „Ja, robot” to mężczyźni zachowaliby się tak samo nieroztropnie? A co, gdyby była dzieckiem, jak w filmie „Eva”? Podobny, choć nieco inny poziom niezrozumienia SI oglądamy w filmie „Her”, gdzie aplikacja głosowa (nawet nie cielesna!) oczarowuje samotnego pisarza Theodora (Joaquin Phoenix). Tu znów z czasem okazuje się, że SI ma swoje priorytety, niekoniecznie zbieżne z ludzkimi. Theodore ulega paskudnej iluzji. Daje się nabrać na sam tylko głos Scarlett Johansson. W powyższych filmach SI jawiące się jako kobiety, oczarowują mężczyzn, wchodzą z nimi w relacje i porzucają, kompletnie nie rozumiejąc potrzeby bycia wyjątkowym dla drugiej osoby. Nieco inaczej rzecz ma się w filmie „Terminator 3: Bunt maszyn”. Modelka Kristianna Loken jako Terminatrix bardzo szybko adaptuje się w ludzkim świecie, nie wchodząc z nikim w relacje. Jej aparycja i kształty są w tym zadaniu niezwykle pomocne i w zupełności wystarczające, by mężczyźni widzieli w niej słabszą płeć. Nabierają się na fortel i wpuszczają T-X do swojego świata. Podobnie rzecz ma się u wspomnianego już Lema w opowiadaniu „Maska”. SI w ciele pięknej kobiety, choć na początku mówi o sobie w rodzaju nijakim: „rozpoznawałom siebie”, a z czasem doświadcza „przypływu płci” i mówi o sobie jak o kobiecie, w pewnym momencie rozpruwa swe ciało, aby wyzwolić mechaniczne monstrum, które w niej drzemie. Tu znów sztuczna inteligencja okazuje się maszyną do zabijania, na której urok nabiera się biologicznie uwarunkowana płeć przeciwna.

SI to nie kobieta ani mężczyzna, bez względu na to, jak realną nadamy jej powłokę. Nawet jeśli z wyglądu, a nawet z zachowania, przypomina przedstawicielkę płci pięknej, jej zachowanie nie jest zależne od hormonów, nie ma dni płodnych ani niepłodnych, nie dojrzewa ani nie starzeje się. Zatem, do czego SI potrzebna jest płeć? A może to nie sztucznej inteligencji potrzebna jest płeć, lecz nam? Może zabiegiem tym człowiek zmniejsza dystans, oswaja samego siebie z innym, z obcym. Nadając obcemu powłokę kobiety, oszukuje sam siebie, myśląc, że oto ma przed oczami istotę skłonną do uległości, słabszą. Choć film „Gatunek” nie traktuje o sztucznej inteligencji rozumianej jako robot, mechanizm jest ten sam. Naukowiec tworzy potwora według przepisu z kosmosu (dosłownie, próbka genów zostaje przysłana na Ziemię). I na którą płeć decyduje się tenże naukowiec? „Zdecydowaliśmy się na płeć żeńską, bo łatwiej ją kontrolować” – mówi Xawier Ficht ustami Bena Kingsleya. Na czym owa łatwiejsza kontrola miałaby polegać w przypadku istoty, która człowiekiem nie jest, nie wiadomo.

Opiekunowie roboty i sztuczne żony

Sztuczna inteligencja, mimo niewesołych scenariuszy snutych przez fantastów, może okazać się lekiem na całe zło. Szczególnie w światowej stolicy rozwiązań technologicznych – Japonii. Ta rozwinięta cywilizacja ma dwie bolączki: pierwszą z nich jest starzejąca się społeczność. Rząd japoński wsparł finansowo projekt opiekunów-robotów, które mają pomagać pacjentom w prozie dnia codziennego. Przyczyną jest brak pracowników specjalizujących się w opiece nad starszymi osobami. Jak się okazuje w przypadku osób starszych, płciowość robotów nie ma znaczenia, bliżej im do maszyn niż ludzi. Sami zainteresowani są sceptycznie nastawieni, gardzą tą protezą bliskości lub zwyczajnie się jej obawiają. Być może, jak w filmie „Robot i Frank”, z początku sceptyczny człowiek nawiąże relację z robotem, zaangażuje go w swoje codzienne rytuały i ostatecznie zaakceptuje, w myśl zasady, że lepsze coś niż nic. Opiekunowie-roboty to również sposób na kodokushi – zjawisko tłumaczone w Japonii jako „samotna śmierć”.  Niedługo dojdziemy do sytuacji odwrotnej niż w „Blade Runner” (1982), to maszyny będą przyglądać się ostatnim tchnieniom człowieka, który, w poczuciu klęski, będzie wygłaszać piękne mowy pożegnalne na miarę Roya Batty’ego.

Drugim palącym problemem jest brak umiejętności budowania relacji damsko-męskich wśród ludzi przesiąkniętych technologią. Jaskrawym przykładem problemu jest trzydziestopięcioletni Japończyk Akihiko Kondo, który z braku innych perspektyw poślubił hologram. Jego wybranką została wirtualna piosenkarka Hatsune Miku. Kondo uważa się teraz za reprezentanta mniejszości seksualnej, którego pociągają wyłącznie wirtualne kobiety. Choć jeśli chodzi o małżeństwo z hologramem, Kondo jest prekursorem, nie jest jedynym, który zrezygnował ze związku z prawdziwą kobietą. W Japonii przemysł sztucznych „żon” kwitnie. Tak samo w Ameryce. Czy chodzi o wspomnianą wcześniej uległość, czy robot w powłoce kobiety lub mężczyzny jest szansą na jakąkolwiek relację, trudno powiedzieć. Niemniej w obecnej formie SI daleko do świadomych, inteligentnych istot, spełniają raczej podstawową potrzebę bliskości lub wyuzdanych fantazji. W przypadku tych drugich, ich jedyną realną zaletą zdaje się być brak ryzyka zarażenia się wirusem HIV… To niezbyt imponujące, ale być może, z biegiem czasu, ich zastosowanie ulegnie zmianie.

SI na równi z człowiekiem

Załóżmy, że kiedyś uda się stworzyć maszynę inteligentną, obdarzoną świadomością i zapakować ją w ludzką powłokę. Tę futurystyczną koncepcję oglądamy we wspomnianym już „Blade Runner” (z 1982 roku w reżyserii Ridleya Scotta), gdzie androidy współegzystują z ludźmi. Płeć jest tu pochodną ludzkich wspomnień, jakie im zaimplementowano. Choć androidy jawią się jako ludzie, otrzymujemy przesłanki, że są ludźmi wybrakowanymi, pozbawionymi biologiczności. A jednak są na tyle podobne do człowieka, że aby je rozróżnić, są poddawane testowi wykrywającemu emocje. Test (inspirowany testem Alana Turinga) jest mocny – niejeden badany z zespołem Aspergera miałby niemały problem, aby udowodnić swoje człowieczeństwo.

W filmie „Blade Runner 2049” twórcy poszli o krok dalej. Stworzyli scenariusz, w którym SI staje z człowiekiem na równi. Osiąga umiejętność prokreacji – płciowość nie jest już tylko zaimplementowanymi wspomnieniami. Wariację na temat rozmnażania się SI oglądamy również w horrorze SF „Diabelskie nasienie” z 1977 roku. Alex Harris (Fritz Weaver), naukowiec, powołuje do życia sztuczną inteligencję, którą możemy określić jako obdarzoną pierwiastkiem męskim. Ta więzi jego żonę (Julie Christie) w podporządkowanym technologicznie domu, a z czasem zapładnia kobietę.

Sztuczna inteligencja a rozmnażanie

Czy jest możliwe, by sztuczna inteligencja czuła potrzebę replikacji? Jeśli tak, to jakich metod użyje, po jakie sięgnie narzędzia, by dopiąć celu? O ile w przypadku filmu „Blade Runner 2049” dziecko jest owocem miłości, do myślenia daje obraz „Diabelskie nasienie”. Czy jest możliwe, że SI stanie się kobieca lub męska, aby uwieść człowieka, który będzie jej służył i stworzy nowy egzemplarz maszyny?   

Załóżmy, że SI mogłaby się rozmnażać. Jakie miałoby to konsekwencje, rozważa Peter Watts w „Ślepowidzeniu”. Autor prognozuje, że gdy komputery zaczną hodować swoje własne potomstwo, będzie ono na tyle mądre i niezrozumiałe, że jeśli chcielibyśmy, by odkrywało przed nami tajemnice świata, prawdopodobnie nie zrozumiemy odpowiedzi, jakiej nam udzieli. Będziemy musieli przyjąć je na wiarę. A wtedy będziemy bardzo blisko spełnienia lemowskiej niewesołej wizji dotyczącej przyszłości człowieka: „Na koniec ludzie skarleją do wymiaru bezmózgich sług żelaznych geniuszy i, być może, poczną oddawać im cześć boską”.

 

Artykuł pierwotnie ukazał się w "Nowej Fantastyce".