J.G.Ballard - "Imperium Słońca"

J.G.Ballard - "Imperium Słońca"

 

Ślepy zaułek wojny

 

Druga wojna światowa widziana oczami angielskiego chłopca, który z salonów i bankietów trafia do japońskiego obozu dla internowanych w Lunghua. Kompletnie nieprzygotowany do egzystencji w tej nowej rzeczywistości, musi za wszelką cenę przetrwać, by odnaleźć swoich rodziców.

Jim Graham to jedenastoletni angielski „arystokrata” wychowujący się w Szanghaju w eleganckiej dzielnicy Amherst Avenue. Dorasta wśród służby, froterowanych parkietów i niekończących się garden party, które z prawdziwym życiem nie mają wiele wspólnego. Choć widmo wojny jawi się coraz wyraźniej na horyzoncie, jest to wojna dorosłych, jego nie dotyczy. Wszystko zmienia się wraz z atakiem na Pearl Harbor. Gdy wojsko japońskie wkracza do miasta, rozpędzając obcokrajowców, Jim, dotąd mający u boku rodziców, nauczycieli albo służbę, gubi się i nagle zostaje całkiem sam. Szybko orientuje się, że jeśli prędko nie znajdzie rodziców, ma przechlapane. W ogarniętym chaosem mieście przestaje cokolwiek znaczyć.

Powieść jest swego rodzaju autobiografią, autor, powołując do życia Jima, próbuje zmierzyć się z własnymi wspomnieniami. Jako dziecko mieszkał w Szanghaju, trafił również, tak jak Jim, do obozu w Lunghua, gdzie spędził trzy lata. Co znamienne, przez cały czas miał u boku rodziców. Nigdy się nie zgubił. Jim nie ma tyle szczęścia. Autor postanawia go „osierocić”, a zabieg ten, choć brutalny, ma swój cel. To nie utrata domu z białym fortepianem czyni z Jima ofiarę wojny. W momencie, w którym, by przeżyć musi radzić sobie sam, zaczyna się nowy etap jego życia. Czytelnik jest więc świadkiem wejścia chłopca w zupełnie obcą rzeczywistość dorosłych. Tę obcość Ballard oddał w sposób mistrzowski. Fragmenty, w których Jim przemierza na rowerze wyludnione dzielnice, gdzie do niedawna mieszkała angielska arystokracja są scenami jakby żywcem wyjętymi z książek science fiction. Chłopiec jest w obcym świecie, niby znanym, bo przecież tutaj się wychował, a jednak nieobecni dorośli, których znał, zastąpieni wyniosłymi Japończykami, czynią te spotkania równymi kontaktom z obcą cywilizacją.

Walcząc o przetrwanie, Jim szybko pojmuje przykrą prawdę. To czego uczył się w szkole, o czym mówili mu rodzice, nie ma wiele wspólnego z prawdziwym życiem. Szczególnie zapada w pamięć sytuacja, w której Jim bije się z myślami, czy nie poddać się japońskim żołnierzom i tym samym trafić do obozu (ma nadzieję, że tam znajdzie wreszcie swoich rodziców). Decyzja ta ciąży mu na sercu, gdyż będzie to zdrada literackich bohaterów, którzy przecież nigdy się nie poddawali.

Lata w niewoli mijają i z czasem Jim zaczyna podziwiać okupantów, za ich nieustępliwość i odwagę. Spędzając czas w obozie, gdzie upadło morale, zniechęcony biernością współwięźniów, rozdrażniony ich licznymi słabościami, szuka nowych bohaterów, nowych autorytetów. Zza drutu kolczastego obserwuje z wypiekami na twarzy pilotów kamikaze. Marzy o tym, by zostać jednym z nich. Wszak nie są wiele starsi od niego, ale w przeciwieństwie do Jima mają okazję wykazać się odwagą…

Narracja konsekwentnie prowadzona z punktu widzenia Jima nacechowana jest dziecięcą naiwnością. Świat dziecięcej imaginacji i świat rzeczywisty to dwa różne światy, chociaż osadzone w tej samej przestrzeni. Dzięki temu, że Jim nie do końca wszystko pojmuje, wierzy, że ludzie nie są na wskroś źli. Przecież nawet japońscy żołnierze potrafią podzielić się z nim posiłkiem. Nawet gdy steward Blaise chce go sprzedać Chińczykom, chłopiec nie widzi w tym niczego zdrożnego. Dziecięca naiwność zestawiona z bezwzględnym światem dorosłych wywołuje ciarki na plecach świadomego sytuacji czytelnika. Jim co i rusz ociera się o śmierć, czasem zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.

Jego optymistyczne podejście do świata drażni współwięźniów, którzy utknęli wraz z nim w obozie Lunghua. Uwięzieni w ślepym zaułku wojny, są zirytowani postawą chłopca, który nazbyt szybko przystosował się do wojennej rzeczywistości. Będąc użytecznym, wesołym i żartobliwym Jim sugeruje, że zaakceptował świat, w którym przecież nie da się żyć. Nikt zdaje się nie pojmować prawdziwych pobudek pchających go do działania. Nikt nie podejrzewa, co kryje się pod maską wesołości i gadatliwości.

Młodość doprowadzona do skraju dorosłej rozpaczy, oto czym jest dorastanie w świecie ogarniętym wojną. Autor nie pokazuje tego poprzez Jima, gdyż on ocalił swą osobowość, być może dzięki temu, że patrzył na wojnę z boku, nie do końca zaangażowany, jakby przeżywał ją niczym przygody ukochanych bohaterów literackich. Ballard pokazuje grozę wojny poprzez jego rówieśników – pilotów kamikaze widzianych przez chłopca zza krat obozu. Choć z pozoru to jeszcze dzieci, wojna uczyniła z nich kalekich dorosłych.

To ważna książka, którą warto przeczytać, bo choć Steven Spielberg zrobił co mógł, by uczynić z „Imperium Słońca” kinowe arcydzieło, nie mógł zawrzeć w filmie wszystkiego, co miał do powiedzenia Ballard. A ten miał do powiedzenia wiele.