Nietypowy zbiór trzynastu opowiadań, z których każde jest odrębną historią, a mimo to da się je zebrać w całość.
Yōko Ogawę poznałam jako autorkę intymnej i ciepłej historii o przyjaźni zatytułowanej „Ukochane równanie profesora”. Przy drugim spotkaniu pisarka odsłania zupełnie inne oblicze. „Grobowa cisza, żałobny zgiełk, to zbiór, który poleciłabym w ciemno miłośnikom grozy nieoczywistej. Pomysły są obłędne, zaś wykonanie bardzo… japońskie. Jest dziwacznie, niepokojąco, intymnie.
Kobieta, która co roku przychodzi do cukierni po tort dla nieżyjącego od lat syna. Staruszka hodująca w ogrodzie marchewki w kształcie… ludzkich dłoni. Mężczyzna szyjący dla klientki torebkę na jej serce… Kobieta, która odkrywa, że jest martwa za życia...
Na pozór opowiadania te nie mają ze sobą wiele wspólnego. Można by uznać je za samodzielne twory. A jednak czytane jedno po drugim tworzą pewną intrygującą całość. Okazuje się, że autorka opowiada z wielu perspektyw o tych samych wydarzeniach i tych samych osobach. „Grobowa cisza, żałobny zgiełk” to trzynaście historii o ludzkich obliczach, różnych, zależnie od perspektywy tego, kto nas obserwuje. Bohater tekstu „Witamy w muzeum tortur” inny jest jako zarządca muzeum, inny jako wujek z opowiadania „Sprzedawca ortez”, a jeszcze inaczej jawi się bohaterce tekstu „Ostatnia godzina tygrysa”. Co znamienne, nigdy nie pojawia się jako bohater główny, a jako dopełnienie, w relacji z drugim człowiekiem.
Autorka pokazuje, iż „obraz” drugiego człowieka, który budujemy na podstawie momentów, wspólnie spędzonych chwil, wcale nie musi być ostateczny. Życie jest jak teatr Nō, człowiek nieustannie zakłada maski i wciela się w role, które odgrywa dla drugiego człowieka, zależnie od jego potrzeb. Nie jesteśmy w stanie dowiedzieć się całej prawdy o jego istocie. Tę zawsze skrywa tajemnica chwil spędzanych, jeśli nie z innymi, to po prostu w samotności.
To jeden z lepszych zbiorów prozy japońskiej, jaki przyszło mi przeczytać.